Choć na karku kolejny rok, to na Openera zbyt stary jeszcze nie jestem (chyba). Dlatego początek lipca po raz kolejny spędziłem hasając po lotnisku w Kosakowie. Podobnie jak w tamtym roku moją uwagę poświęciłem nie tylko koncertom (ok, to nie do końca był mój line-up), ale również obecności marek. Który brand wygrał w openery w tej edycji?
Rok 2017 na Openerze należał przede wszystkim do papierosów typu iQOS. Wynikało to z jednego prostego powodu: zintensyfikowane działania hostess nie dały przejść obok obojętnie. W tym roku tego typu działań zabrakło. Kto zatem promował się na festiwalu i w jaki sposób?
Szoty i opony
Do najbardziej obleganych stref należała na pewno „Strefa Jelenia”, czyli miejsce gdzie można było potańczyć i dostać zimnego jak serce Józefa Stalina szota Jagermeister. Ok, ale wiadomo, festiwal, to i alkohol musi lać się strumieniami. Poza tym, czy było tam coś nadzwyczajnego? Nie.
Dla mnie w zakresie budowania świadomości marki wyróżniło się Firestone. Jako, że ten brand raczej w półśrodki nie idzie to już po raz 3 wystawił … całą scenę. Przez cztery dni artyści występowali pod napisem Firestone i obok strefy specjalnej firmy. Co istotne, w tym roku umiejscowienie sceny blisko Main Stage, plus dobrze dobrany line-up sprawiły, że wyrosła ona na jedną z największych atrakcji festiwalu. Ja akurat w opony nie inwestuję, ale gdybym miał to robić, to pewnie za kilka lat będę miał w głowie Firestone.
Za wszystko inne zapłacisz... aplikacją
Przejdźmy jednak do sedna. Strefy Levi’s, Instax, Orange itd., przyznaję, że wszystko na miejscu wygląda super, ale tegoroczny zwycięzca rozegrał konkurentów on-line. Bez festiwalowej apki jak bez ręki, dzięki niej wiadomo kiedy zagra wyczekiwany przez nas artysta (łączenie z powiadomieniem push przed koncertem), przesłuchamy piosenek z festiwalu na Spotify i przeczytamy aktualności. Przede wszystkim jednak dzięki integracji z portfelem MasterCard przez apkę kupić można było napoje czy jedzenie bez stania w kolejce, co uwierzcie mi – czasem ratowało życie. To jeszcze nie wszystko! Zakupy przez aplikację festiwalową pozwalały na zaoszczędzenie 20% standardowej ceny. Takie rozwiązanie na pewno wbiło się do głowy większości gości festiwalu i może mieć wpływ na decyzje konsumenckie w przyszłości.
Mimo tych wszystkich atrakcji, podobnie jak rok temu zabrakło mi efektu WOW, czegoś w czym chciałbym uczestniczyć, atrakcyjnego call to action. Liczę na to, że za rok w końcu się tego doczekamy.